Czasem szkoła przypomina mi więzienie, gdzie zakazy ustalane są odgórnie, nie brakuje przymusu, ale brak jest zaufania. Do takiej refleksji skłoniły mnie uczniowskie wyznania.
W poniedziałkowy poranek prowadząc zajęcia filozoficzne zapytałam swoich uczniów o wybór, którego musieli dokonać rano. Większość z nich powiedziała, że oscylowała pomiędzy pójściem do szkoły a nieobecnością. Niektórzy z nich chcieli nawet symulować chorobę. Dlaczego miejsce, w którym spotykają się z rówieśnikami, poznają świat i siebie oraz spędzają mnóstwo czasu jest związane z taką udręką?
Powodów pewnie jest sporo. Poruszę tylko dwa z nich- brak zaufania i przymus.
W czasie wakacji mogłam podziwiać przydrożne sklepiki szwedzkie, w budkach lub na wozach, oferujące na sprzedaż dary ziemi. Nikt nie pilnował towaru, ceny były podane, pieniądze wrzucało się do puszki. Ta luterańska idea powszechnego zaufania bardzo mnie ujęła.
Od razu przyszły mi do głowy wszelkie loterie szkolne, kiermasze, zbiórki na określony cel. Dobrze, że angażują uczniów, ale czy są oni potrzebni by inkasować pieniądze? Czy nie wystarczyłoby, aby zorganizowali stoisko, a po zakończeniu wydarzenia posprzątali? Zapewne można znaleźć i inne szanse takiego rozwiązania- uczniowie liczą pieniądze, wydają resztę, dbają o porządek, pomagają młodszym. Nie uczą się natomiast w ten sposób ufać innym. Strażnik stoiska zna swoją rolę- pilnuje towaru i pieniędzy.
Brak zaufania przejawia się też choćby w organizacji przerw. Zwiększone dyżury nauczycieli, uczniowie stłoczeni na korytarzach, a klasy, aula czy sala gimnastyczna puste, bo nikt nie pełni tam dyżuru, czyli nie strzeże tych, którzy na pewno knują coś wbrew chwale i sławie szkoły. Nie ma pewnie nauczyciela, który lubiłby dyżur podczas przerwy obiadowej. W takiej samej sytuacji są uczniowie, którzy po 20-minutowym "relaksie" w hałasie odpowiadającym hałasowi ulicy, idą do klas by dobywać wiedzy. Jak na dłoni widać ich zmęczenie, pobudzenie, trudności z koncentracją. Gdyby te 20 minut przeznaczyć na pobyt na dworze? Mózg dotleniłby się, naturalna potrzeba ruchu zostałaby zrealizowana. Myślę, że sprzyjałoby to także doskonaleniu umiejętności samoobsługowych u młodszych dzieci. Przy chłodniejszej pogodzie musiałyby się ubrać w szatni, czynność ta byłaby powtarzana, zatem można założyć, że szybciej zautomatyzowałaby się.
Inny problem to przymus. Często zasady wprowadzane w szkole nie są konsultowane z uczniami. W wielu szkołach funkcjonują zakazy, za którymi stoją jedynie nauczyciele. Zabrania się np korzystania z telefonów komórkowych. Coś, co jest atrybutem dzisiejszych czasów, w szkole, która ma przygotowywać uczniów do kreowania przyszłości, jest zabronione. A przecież telefon może się przydać na lekcji do skorzystania z aplikacji, do pobrania informacji, do relaksu, bo przecież nie brak uczniów, którzy zamiast słuchać hałasu na korytarzu wolą posłuchać muzyki przez słuchawki. Pewnie, że znajdą się i tacy uczniowie, którzy wykorzystają brak zakazu na granie czy odwiedzanie zakazanych stron. Myślę, że jednak ci, którzy mają z tym problem, w domu nadrobią wszelkie braki w tym zakresie, a szkoła dobrze by zadbała o to jak mądrze korzystać, a nie tworzyła sztuczny zakaz, który jest łamany. Telefon można przykryć książką, gdy zbliża się nauczyciel, można także pociągnąć dyskusję na temat, że telefon tylko tu leży, a ja z niego nie korzystam. I co w tej sytuacji ma zrobić nauczyciel? Wpisać uwagę o treści "świadome łamanie dyscypliny i regulaminów szkolnych?" Czy udać, że niczego nie widzi? Zasady są by ich przestrzegać, co jednak zrobić z "takimi" zasadami, które ciężko się egzekwuje?
Przymus w szkole wiążę także z przestrzenią do nauki. Ileż to razy podpisywałam swemu synowi uwagę o treści "Kręci się" lub "Wierci się" względnie moją ulubioną "Kręci się i wierci się"- do tej pory nie wiem jaka jest różnica między kręceniem się w ławie szkolnej a wierceniem się w niej. Czy uczeń nauczy się mniej jeśli będzie siedział pod ścianą, leżał na podłodze, kucał przy ławce? Czy uczeń nauczy się gorzej, gdy lekcja odbędzie się na dworze, w galerii, w parku? Wątpię. Śmiem nawet twierdzić, że jeśli pozwoli się uczniowi tylko na tyle jak wygodna dla niego pozycja podczas lekcji, to nie będzie się on "wiercił i kręcił" w ławce.
Zachęcam wszystkich do refleksji na temat braku zaufania i przymusu w szkole. Na pewno każdy z nas znajdzie jakiś obszar, który mógłby zmienić, najpierw w swojej głowie, potem w klasie, a może i w szkole?
W poniedziałkowy poranek prowadząc zajęcia filozoficzne zapytałam swoich uczniów o wybór, którego musieli dokonać rano. Większość z nich powiedziała, że oscylowała pomiędzy pójściem do szkoły a nieobecnością. Niektórzy z nich chcieli nawet symulować chorobę. Dlaczego miejsce, w którym spotykają się z rówieśnikami, poznają świat i siebie oraz spędzają mnóstwo czasu jest związane z taką udręką?
Powodów pewnie jest sporo. Poruszę tylko dwa z nich- brak zaufania i przymus.
W czasie wakacji mogłam podziwiać przydrożne sklepiki szwedzkie, w budkach lub na wozach, oferujące na sprzedaż dary ziemi. Nikt nie pilnował towaru, ceny były podane, pieniądze wrzucało się do puszki. Ta luterańska idea powszechnego zaufania bardzo mnie ujęła.
Brak zaufania przejawia się też choćby w organizacji przerw. Zwiększone dyżury nauczycieli, uczniowie stłoczeni na korytarzach, a klasy, aula czy sala gimnastyczna puste, bo nikt nie pełni tam dyżuru, czyli nie strzeże tych, którzy na pewno knują coś wbrew chwale i sławie szkoły. Nie ma pewnie nauczyciela, który lubiłby dyżur podczas przerwy obiadowej. W takiej samej sytuacji są uczniowie, którzy po 20-minutowym "relaksie" w hałasie odpowiadającym hałasowi ulicy, idą do klas by dobywać wiedzy. Jak na dłoni widać ich zmęczenie, pobudzenie, trudności z koncentracją. Gdyby te 20 minut przeznaczyć na pobyt na dworze? Mózg dotleniłby się, naturalna potrzeba ruchu zostałaby zrealizowana. Myślę, że sprzyjałoby to także doskonaleniu umiejętności samoobsługowych u młodszych dzieci. Przy chłodniejszej pogodzie musiałyby się ubrać w szatni, czynność ta byłaby powtarzana, zatem można założyć, że szybciej zautomatyzowałaby się.
Inny problem to przymus. Często zasady wprowadzane w szkole nie są konsultowane z uczniami. W wielu szkołach funkcjonują zakazy, za którymi stoją jedynie nauczyciele. Zabrania się np korzystania z telefonów komórkowych. Coś, co jest atrybutem dzisiejszych czasów, w szkole, która ma przygotowywać uczniów do kreowania przyszłości, jest zabronione. A przecież telefon może się przydać na lekcji do skorzystania z aplikacji, do pobrania informacji, do relaksu, bo przecież nie brak uczniów, którzy zamiast słuchać hałasu na korytarzu wolą posłuchać muzyki przez słuchawki. Pewnie, że znajdą się i tacy uczniowie, którzy wykorzystają brak zakazu na granie czy odwiedzanie zakazanych stron. Myślę, że jednak ci, którzy mają z tym problem, w domu nadrobią wszelkie braki w tym zakresie, a szkoła dobrze by zadbała o to jak mądrze korzystać, a nie tworzyła sztuczny zakaz, który jest łamany. Telefon można przykryć książką, gdy zbliża się nauczyciel, można także pociągnąć dyskusję na temat, że telefon tylko tu leży, a ja z niego nie korzystam. I co w tej sytuacji ma zrobić nauczyciel? Wpisać uwagę o treści "świadome łamanie dyscypliny i regulaminów szkolnych?" Czy udać, że niczego nie widzi? Zasady są by ich przestrzegać, co jednak zrobić z "takimi" zasadami, które ciężko się egzekwuje?
Przymus w szkole wiążę także z przestrzenią do nauki. Ileż to razy podpisywałam swemu synowi uwagę o treści "Kręci się" lub "Wierci się" względnie moją ulubioną "Kręci się i wierci się"- do tej pory nie wiem jaka jest różnica między kręceniem się w ławie szkolnej a wierceniem się w niej. Czy uczeń nauczy się mniej jeśli będzie siedział pod ścianą, leżał na podłodze, kucał przy ławce? Czy uczeń nauczy się gorzej, gdy lekcja odbędzie się na dworze, w galerii, w parku? Wątpię. Śmiem nawet twierdzić, że jeśli pozwoli się uczniowi tylko na tyle jak wygodna dla niego pozycja podczas lekcji, to nie będzie się on "wiercił i kręcił" w ławce.
Zachęcam wszystkich do refleksji na temat braku zaufania i przymusu w szkole. Na pewno każdy z nas znajdzie jakiś obszar, który mógłby zmienić, najpierw w swojej głowie, potem w klasie, a może i w szkole?
Komentarze
Prześlij komentarz