Przejdź do głównej zawartości

,,Efekt neuro. Pedagogika uwodzenia umysłów" Michała Klichowskiego jako próba przywrócenia należnego miejsca przedrostkowi neuro


    Wydana w maju 2024r. przez Wydawnictwo Naukowe UAM książka Michała Klichowskiego Efekt neuro. Pedagogika uwodzenia umysłów to książka podejmująca zagadnienie neuronauki w odniesieniu do pedagogiki. Jak pisze Michał Klichowski: Neuronauka uwiodła umysły badaczy z różnych obszarów nauki. Dowodem na to może być fakt, że naukowcy na całym świecie prześcigają się w dodawaniu prefiksu neuro do nazw własnych dziedzin i dyscyplin.[...] Pedagodzy natomiast- co nie dziwi- skonstruowali neuropedagogikę. (s.83)
            We wpisie na blogu postaram się streścić to, co uznałam za ważne w kruszeniu mitów dotyczących neurodydaktyki. Po co to robię? Aby upowszechnić naukowe podejście do neuropedagogiki i stworzyć pole do refleksji, która być może doprowadzi do rozstania z niektórymi neuroprzekonaniami. Książkę polecam do przeczytania
w całości.
           Neuropedagog to pedagog, który zdobył umiejętności pełnego zrozumienia podstaw neuronauki i jej najnowszych odkryć oraz pracował w laboratoriach, gdzie mógł opanować metodykę badań na tyle, aby te badania prowadzić samodzielnie. Pozostawię otwartym pytanie, czy takimi osobami są zawsze te, które głoszą informacje dotyczące badań nad mózgiem i jego wpływu na uczenie się.
            Michał Klichowski zwraca uwagę na częste pojawianie się w książkach neuromitów- twierdzeń dotyczących funkcjonowania ludzkiego mózgu niepopartych badaniami lub popartych niedostatecznymi badaniami. Autorzy prezentowanych neuromitów powołują się na liczne badania naukowe, których nie widać w zestawieniach bibliograficznych lub te, które widać odnoszą się do archaicznych badań. Nie brakuje również odwołań do prac pedagogicznych, poradników i literatury popularnonaukowej. Autor Efektu neuro zwraca również uwagę na to, że rekomendacje neuropedagogów często nie są rekomendacjami neuropedagogicznymi, nie są tez żadnym novum. Oto przytoczone przez Michała Klichowskiego postulaty, które trudno uznać neuroodkryciami:
- uczenie się musi bazować na motywacji wewnętrznej i rozumieniu;
- uczeń musi być w szkole poznawczo aktywny i zaciekawiony;
- nauczyciel musi zachęcać swoich podopiecznych do zadawania pytań i samodzielnego rozwiązywania problemów;
- nauczanie to proces, w którym trzeba uwzględnić zainteresowania i uzdolnienia wychowanków;
- dzieci i młodzież muszą być traktowane podmiotowo; należy dać im szansę na popełnianie błędów. (s. 86)
W niektórych pozycjach neuropedagogicznych znajdziemy tez mnóstwo uproszczeń: uczenie zachodzi w głowie i ważne dla niego są powtórki czy: badania nad mózgiem wykazały, że ważny dla lekcji jest jej początek.
Klichowski zauważa również, że neuropedagogiczni autorzy często nie mają żadnego doświadczenia w neurobadaniach i w swoich publikacjach nie odwołują się do eksperymentów w neurolaboratorium. Takie podejście powoduje, że neuronauka staje się receptą na wszelkie bolączki edukacji.
Moją uwagę zwróciło również podjęcie tematu neurofeedbacku (jest on pewną formą wpływania na to, co dzieje się w mózgu- bodźce karzące lub wzmacniające są przekazywane na podstawie danych z urządzenia rejestrującego aktywność mózgu). Badania te rozpoczęto w latach 60-tych i do tej pory trwa poszukiwanie kolejnych grup odbiorczych. Są nimi osoby rehabilitowane po udarach, wypadkach, w leczeniu bólu, bezsenności, terapii autyzmu, uzależnień, schizofrenii, zespołu nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi, depresji. Wiemy, że pewne badania zakończyły się sukcesem i osoby poddawane neurofeedbackowi doświadczyły poprawy funkcjonowania, ale większość z nich nie miała dobrze zaprojektowanych warunków kontrolnych i poprawnie dobranych grup badawczych. Kilka badań przyniosło natomiast wniosek, że neurofeedback przynosi podobne efekty w grupie, gdzie był stosowany, jak i w grupie placebo. Michał Klichowski zastanawia się, czy urządzenie do neurofeedbacku nie uwodzi ludzi. Jest zatem potrzeba kontynuowania badań w tym zakresie. Neurofeedback nie może być więc (przynajmniej na razie) edukacyjnie wdrażany [..]. Jednak uwodzi on umysły zarówno przedstawicieli biznesu, jak i edukatorów. [...] Ci drudzy [...] skonstruowali wizje powszechnej aplikacji neurofeedbacku , nie tylko w terapii różnorakich zaburzeń występujących u uczniów, ale też w procesie uczenia się osób zdrowych. (s. 95-96)
W rozdziale 2. lekturę rozpoczynamy od porównania tekstu z jednego z akapitów rozdziału 1. z tym samym tekstem, ale w zmienionej wersji, bo pozbawionej przedrostka neuro. Jak się okazuje nie zuboża to fragmentu, można z niego zrozumieć dokładnie tę samą treść, co z tekstu pierwszego. Michał Klichowski używa w książce dość często wyrazów wzbogaconych o przedrostek neuro, aby pokazać siłę uwodzenia, czasami nawet drwi z nadmiarowego używania wyrazów wzbogaconych o ten przedrostek, pokazując ich redundancję (to cecha komunikatu posiadającego więcej informacji, niż potrzeba, aby przekazać informację). Problem redundancji dotyczy również kontekstu, który nawet przez dodanie cząstki neuro pozostaje ten sam i nie wnosi nic nowego. Efekt neuroredundancji jest obecny również w sferze edukacji- często przedrostek neuro nie wnosi nic nowego do treści.
 W konsekwencji, z etosu mózgu wyłania się etos neuronauki jako nowej królowej nauk- badanie ludzkiego mózgu postrzegane jest jako przedsięwzięcie wyjątkowe, ponieważ ukierunkowane jest ono na poznanie prawdy o tym, jak to się dzieje, że myślimy, czujemy i działamy. (s. 132) W etosie mózgu należy szukać neuroredundancji. Przedrostek neuro nadaje wyższy status wyrazowi, który poprzedza. Powoduje to istnienie dwóch odrębnych neuronauk- czystej neuronauki badającej mózg i redundantnej neuronauki, która stare pomysły, ustalenia i badania sprzedaje ,,w nowym, jakże uwodzącym,  neuropakowaniu." Urzekające jest to zabieganie o desygnat.
Ciekawe zagadnienia, na które zwróciłam uwagę w tym rozdziale to:
1. Obalenie mitu, że każda z półkul mózgowych ma odrębne funkcje. Złożone funkcje są realizowane obupółkulowo. Niewiele funkcji jest wykonywanych przy wiodącym udziale tylko jednej półkuli. Funkcje językowe u większości osób bazują na mechanizmach lewej półkuli- operowanie językiem pojawiło się dość późno i nie było dla tej funkcji wolnego obszaru neuronalnego w mózgu, zatem zostały wykorzystane już istniejące obwody korowe powiązane z funkcją kontrolowania nowej funkcji. Dość prawdopodobna hipoteza zakłada ewolucję i modyfikację pierwotnej ścieżki wykorzystywanej do uczenia się ruchów, szczególnie związanych z narzędziem.
2. W mózgu mamy wiele sieci reprezentujących wszystkie aspekty języka. Inna sieć odpowiada za kontrolę mowy, inna za jej rozumienie, inaczej w mózgu przetwarzane są rzeczowniki niż czasowniki. Te same aspekty języka mogą być powiązane z innymi obwodami neuronalnymi, gdy chodzi o różne języki.
3. Wiele elementów sieci odpowiedzialnych za operacje na liczbach nakłada się na te, które kontrolują aspekty języka. Konsekwencją tego jest powiązanie symboli matematycznych z elementami języka czy ograniczenie efektywności procesów umysłowych przy intensywnym rozwiązywaniu zadań matematyczno- językowych. Często obserwuje się też problem u osób dwujęzycznych, które posługują się bardzo sprawnie drugim językiem, a mają trudność z szybkim i poprawnym przetworzeniem liczb wypowiadanych w drugim języku (warto zwrócić na to uwagę słuchając tłumaczeń symultanicznych). Inna hipoteza mówi, że dzieje się tak dlatego, że przełączamy się z języka drugiego na język pierwszy, gdy pojawiają się liczby.

W rozdziale 3. przeczytamy:
Zwiększam moc o kolejny jeden procent. Strzał. Palec prostuje się i unosi.
Jak to możliwe? Przecież ja nie chciałam nim ruszać? Ekscytacja przeradza się w euforię z nutką podejrzliwości, jakby uczestniczka zaczynała się zastanawiać, czy to nie jakiś element eksperymentalnej gry, jakaś iluzja, w którą ma uwierzyć. (s.189)
Michał Klichowski podczas badania TMS powtarza strzały jeszcze dwa razy, a uczestniczka zgłasza, że jest jej słabo. Blednie, na jej twarzy pojawia się pot, dłonie skręcają się do wewnątrz, drży, oczy uciekają do góry, nie ma z nią kontaktu. Po godzinie badana kobieta czuje się już dobrze, ale w badaczu  powstają pytania o mechanizmy rządzące neurolaboratorium, o doświadczenia osób poddawanych badaniom, o jakość życia po badaniu. Te pytania doprowadzają autora Efektu neuro do realizacji wywiadów z osobami biorącymi udział w neurobadaniach. Klichowski wspomina również o tym, że żyje w ostatnich latach jak neuronaukowiec, ale nadal myśli jak pedagog. Pisze  również o przytłoczeniu codziennością neurolaboratorium.
Naukowiec po upływie 2 lat zaprasza na wywiad 1/3 osób badanych TMS. Rozmowy z nimi upewniają go, że ogromną wagę mają pogłębione analizy, doświadczenia i przeżycia uczestników. Klichowski uważa, że brak pogłębienia badań rozmowami z osobami badanymi ogranicza rozwój neurodyscyplin.
Ogromnie ciekawe są przytoczone w książce refleksje osób biorących udział w badaniu TMS. Nie przytoczę ich, ale na zachętę mogę napisać, że dla każdego było to ogromne przeżycie. Wspomnienia były raczej miłe, ale nie każdy chciałby powtórzyć swój udział w badaniu.
 
W rozdziale 4. neuropedagog pisze o efekcie placebo w stosowaniu aparatury i substancji oddziałujących na mózg. Nieokreślone pozostaje to, czy gra mająca trenować mózg będzie wpływała pozytywnie na osobę i jak powinno się ją aplikować. Badania wskazują, że stosowane w warunkach domowych gry treningu poznawczego najczęściej przynoszą korzyści wtedy, gdy korzystający z nich wierzą w ich skuteczność i oczekują poprawy określonego obszaru funkcjonowania. Możemy zatem nazwać tego typu oddziaływanie efektem placebo. Klichowski stawia pytanie o efekt neuroplacebo. Efekt placebo zależy od wielu czynników: siły objawów danego schorzenia, typu przypadłości, cech psychicznych, cech osobowości pacjenta oraz stopnia jego socjalizacji. Występowanie efektu placebo częściej spotyka się u osób optymistycznie nastawionych do życia, bardziej empatycznych i neurotycznych, podatnych na sugestie innych osób i mających niższy kapitał kulturowy. Na efekt placebo wpływ ma również nastawienie do samej terapii, osób i instytucji ją aplikujących, a nawet przestrzeni przeprowadzanej interwencji. Wpływ ma również nadzieja na pomocowy efekt działania kuracji- im większa, tym lepszy efekt, a nikła, gdy nie ma jej. Występowanie efektu placebo w badaniach z psychologii klinicznej, poznawczej, pedagogiki, nauk kognitywnych czy neuronauki związane jest z brakiem zrozumienia u osób badanych procesów zachodzących w ich mózgu i brak możliwości obserwacji ich, co ma wpływ na przekonania, że po przyjęciu jakiegoś preparatu lub poddaniu się oddziaływaniom jakiegoś treningu czują się lepiej lub mają bardziej lotne myślenie.
Efekt placebo występuje bardzo często w neuroeksperymentach i jest spowodowany przez powszechną niewiedzę i masowe uwodzenie. (s.261). Samo stymulowanie mózgu również może wzmagać efekt placebo, bo biorący udział w eksperymencie przeczuwają, że interwencja ma przynieść jakiś efekt i automatycznie wykluczają to, że stymulacja może nie przynieść go. Niewiedza może również osłabiać efekt placebo, bo w przypadku neuromodulacji buduje negatywne nastawienie do terapii, a to może powodować efekt nocebo (będę szkodzić). Dzieje się tak z powodu wczesnych prób badania mózgu i przeniesienia ich do literatury lub filmu oraz publicznej debaty skupionej wokół etycznych aspektów tych badań.
Klichowski zwraca również uwagę na neurobiznesmenów i popneuronaukowców, którzy handlują narzędziami oraz strategiami stymulującymi mózg. Aparaty przeznaczone do przezczaszkowej stymulacji mózgu prądem stałym można kupić  jako przeznaczone do usprawniania funkcji poznawczych, ułatwiające uczenie się i poprawiające samopoczucie. Nie warto traktować tego, jako stymulacji, która przyniesie lub nie przyniesie efektów, ale pamiętać, że stymulacja mózgu może być niebezpieczna i nieprzewidywalna.
    Autor Efektu neuro wspomina również o hakerach mózgu rekomendujących różne substancje: kofeiny, glukozy, szałwii, korzenia żeń- szeń, amfetaminy, LSD, nikotyny lub neuroaparatury: stymulatorami mózgu prądem stałym, aparatami do neurofeedbacku. Dla mnie najbardziej szokującym działaniem neurohakerów jest publikowanie samouczków do samodzielnego wykonania neurostymulatora czy instrukcje pozwalające ,,udoskonalić" istniejące neurostymulatory. Nie brak tu zagrożeń: brak podglądu efektów neurostymulacji, możliwość uzależnienia się od niej, możliwość wejścia w interakcje z lekami, używkami, brak badań długofalowych (podłużnych), co powoduje niewiedzę, czy długofalowe wzmacnianie niektórych funkcji nie osłabi innych.
   Ciekawe okazało się również badanie z dudnieniami dwuusznymi o 15-hercowej częstotliwości, które nie stymuluje procesów poznawczych, a je osłabia lub nie ma wpływu na osoby korzystające z nich. Badania sugerują również, że zastosowanie dudnień dwuusznych może dotyczyć wspierająco grupy tych osób, które przejawiają elastyczność myślenia i otwartość na nowe sposoby uczenia się oraz innowacje dydaktyczne, ale też potrafią eksperymentować ze strategiami kognitywnymi i mają rozwinięte zdolności metapoznawcze. (s. 307-308).
Zainteresowanych odsyłam do: https://amu.edu.pl/nauka/popularyzacja-nauki-2/artykuly-popularyzacja-nauki/synchroniczne-dudnienia-nie-pomagaja, gdzie znajdziecie również odnośnik do artykułu w Nature.

I co Wy na to? Mogę przyznać, że jako terapeutka uwierzyłam neurofeedbackowi. Często nakłaniałam rodziców dzieci w terapii do skorzystania z tej formy. Przyznaję, że nigdy nie pokusiłam się, aby zweryfikować informacje przekazane na studiach, które może na tamten czas były aktualne, ale z pewnością nie były pełne. 

Michał Klichowski, Efekt neuro. Pedagogika i uwodzenie umysłów, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2024.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Śródroczna ocena klasyfikacyjna

Zbliża się okresowe podsumowanie osiągnięć edukacyjnych uczniów z zajęć edukacyjnych i zachowania zwane klasyfikacją śródroczną. W dokumentach prawa oświatowego nie ma wzmianki na temat przewidywanej śródrocznej oceny klasyfikacyjnej z zajęć edukacyjnych i przewidywanej śródrocznej oceny klasyfikacyjnej zachowania. Uczeń jest nadal w procesie uczenia, do końca roku szkolnego pozostało jeszcze sporo czasu i to śródroczne podsumowanie powinno być dla niego wskazówką, jak pracować dalej, aby mógł się samodzielnie rozwijać. Przypomnę tylko brzmienie art. 44b ust. 6, który mówi, co obejmuje ocenianie wewnątrzszkolne. Jak widać nie ma tu przewidywanej oceny klasyfikacyjnej. Ocenianie wewnątrzszkolne obejmuje: formułowanie przez nauczycieli wymagań edukacyjnych niezbędnych do otrzymania przez ucznia poszczególnych śródrocznych i rocznych ocen klasyfikacyjnych z obowiązkowych i dodatkowych zajęć edukacyjnych oraz zajęć, o których mowa w przepisach wydanych na podstawie art. 13 ust. 3 (tj. zaję

Cykl lekcji do "Opowieści wigilijnej"

Omawianie "Opowieści wigilijnej" rozpoczęliśmy od wskazania elementów świata przedstawionego oraz ustalenia, który z tytułów książki jest właściwy- "Opowieść wigilijna" czy "Kolęda prozą, czyli opowieść wigilijna o duchu." Omawiając układ wydarzeń, zaproponowałam uczniom napisanie streszczenia. Tę formę wypowiedzi wprowadziłam niedawno i wymagała ona jeszcze ćwiczeń. Na początku przypomnieliśmy wyznaczniki streszczenia. Napisaliśmy plan najważniejszych wydarzeń: 1. Postępowanie Scrooge'a. 2. Odwiedziny ducha Marleya. 3. Odwiedziny trzech duchów. 4. Przemiana Scrooge'a. Po napisaniu streszczenia poprosiłam uczniów by jeszcze raz wskazali zdania, które odnoszą się do planu wydarzeń. Uczniowie zauważyli, że jedynie punkt 3 omówiony jest w 2 zdaniach, a reszta punktów to jedno zdanie streszczenia. Następnie poprosiłam by w tekście streszczenia uczniowie odszukali przymiotniki i przysłówki. Znaleźliśmy 2 przymiotniki. Zadałam uczniom pytania o dłu

Cykl lekcji do "Tajemniczego ogrodu"

Omawianie lektury rozpoczęliśmy od tytułu. Uczniowie podczas czytania mieli zaznaczyć opisy miejsc zawarte w lekturze. Podzieliłam uczniów na 3 grupy. Jedna  z nich miała odszukać opis ogrodu po pojawieniu się tam pierwszy raz Mary, druga grupa-  odszukała opis ogrodu wiosną, a trzecia grupa- ogród jesienią. Po odszukaniu opisów udaliśmy się na dwór by wykorzystać resztki śniegu do namalowania farbami ogrodów z opisu. Praca nie była łatwa. Część uczniów malowała rękoma, palcami, a nie pędzlami, inni oprócz farb do wykonania ogrodu używali zeschłych liści i patyków. Do poszczególnych ogrodów uczniowie dotarli skacząc przez skakanki, jak Mary Lennox, gdy otrzymała ją pierwszy raz od Marty.  Przy obejrzeniu każdego ogrodu zadawałam pytania o to, co pojawiło się w ogrodzie, na ile jest to zgodne z opisem, jakie trudności towarzyszyły uczniom. Część uczniów trudności w malowaniu odniosła do trudności związanych z uprawą roślin i dbaniem o ogród. Jaki był cel tej lekc